Wydawca treści Wydawca treści

Rekord

„Trenuj w lesie" to nowa akcja Lasów Państwowych, która ma zachęcić, zgodnie z nazwą, do sportowej aktywności pośród leśnych drzewostanów.

„Trenuj w lesie" to nowa akcja Lasów Państwowych, która ma zachęcić, zgodnie z nazwą, do sportowej aktywności pośród leśnych drzewostanów.

Choć akcja skierowana jest przede wszystkim do amatorów sportu, a nie wyczynowych sportowców, to godzi się przypomnieć, zwłaszcza młodszym czytelnikom, że trening w lesie to nic nowego, ale został jakby zapomniany w dobie trenowania wedle komputerowych wskaźników.

 

 

W 1999 r. przeprowadziłem wywiad ze Zdzisławem Krzyszkowiakiem, nieżyjącym już mistrzem olimpijskim z Rzymu (1960 r.). Otóż, Pan Zdzisław, odpowiadając na moje pytanie o genezę polskiej potęgi w biegach długodystansowych na przełomie lat 50- i 60-tych tamtego stulecia, powiedział mi, m.in., że „z Janem Mulakiem dużo trenowali w lesie". Że nie ograniczali się do bieżni, do stadionów i hal.

W tamtych latach, to nie biegacze z Kenii i Etiopii dominowali na długich dystansach w najbardziej prestiżowych zawodach lekkoatletycznych, ale Polacy. Oto dorobek naszych superbiegaczy:

Igrzyska Olimpijskie: złoty medal w biegu na 3 km z przeszkodami (Rzym 1960) – Zdzisław Krzyszkowiak; brązowy medal na 5 km (Rzym 1960) – Kazimierz Zimny

Mistrzostwa Europy (mistrzostw świata wtedy jeszcze nie rozgrywano): złote medale na 5 i 10 km (Sztokholm 1958) – Zdzisław Krzyszkowiak; złoty medal na 3 km z przeszk. (Sztokholm 1958) – Jerzy Chromik; srebrne medale na 5 km (Sztokholm 1958 i Belgrad 1962) – Kazimierz Zimny.

J. Chromik trzykrotnie bił rekordy świata na 3 km z przeszk, a Z. Krzyszkowiak dwukrotnie, na tym samym dystansie. Chromik ustanowił także rekord Europy na 2 mile.

Wspomniany Jan Mulak, to trener naszych znakomitych biegaczy, twórca tzw. polskiej szkoły biegania. I właśnie by przybliżyć nieco tę „szkołę" sięgnąłem do książki Jana Mulaka „Narodziny Wunderteamu" (tak wtedy świat nazywał polską reprezentację lekkoatletów). Oto fragment z tej książki: „…nasilenie krajoznawstwa, a zwłaszcza lasoznawstwa wśród lekkoatletów, jest nieporównywalne i górowało nad każdą inną grupą sportową czy społeczną.

Nie dawaliśmy się zamknąć w wąskim kręgu najlepiej zagospodarowanych ośrodków sportowych. Te same trasy, podobne lasy, powtarzane z sezonu na sezon prowadziłyby do rutyny. Zawodnicy zaczynali wówczas traktować trening jak pracę przy taśmie. Trenerzy, którzy znają na pamięć dukty, ścieżki i dróżki coraz niechętniej wychodzą w teren. Zanika duch odkrywczy, zawodnicy nie muszą rozpoznawać terenu, zapamiętywać tras, aby nie zgubić się i znaleźć drogę do miejsca zakwaterowania. Zmniejsza się przez to aktywność umysłowa w czasie treningu, odpada umiejętność przystosowania się do nie znanego terenu".

Trenowano w ciągle innych miejscach. Chwaląc walory Spały, J. Mulak pisze: „położenie w centrum Polski, różnorodne lasy – od zwartych bloków iglastych na piaszczystych górkach do podmokłych elastycznych duktów trawiastych w nisko położonych lasach olszynowych". Najwięcej zgrupowań odbywało się w górach, w Karkonoszach, Tatrach i Beskidach. „Z pięknego ośrodka „Startu" w Wiśle wybiegaliśmy z grupą (…) na trasy prowadzące na Kubalonkę, do Istebnej i, rzadziej, na Czantorię". Biegacze zaglądali i w Zielonogórskie, gdzie „mistrzem w zbieraniu grzybów był długodystansowiec Stanisław Ożóg, łączący trening biegowy z wypatrywaniem borowików". Natomiast Wałcz, dla potrzeb lekkoatletów, „odkrył" maratończyk Winand Osiński, leśnik z zawodu, nadleśniczy lasów miejskich.

Cóż, obserwując „mizerię" w dzisiejszym stanie polskich długich dystansów, może by tak zastanowić się nad… powrotem biegaczy do lasów?